Na pewno teatr i praca aktora pozwala na pokonywanie lęków, strachów czy nawet barier psychologicznych, które każdy z nas ma – mówi Przemysław Stippa, polski aktor serialowy i teatralny. Niegdyś budzący kontrowersje, teraz jednak cieszący się niezwykłą sympatią, popularnością i oglądalnością w wielu scenicznych aspektach. O swoich planach na przyszłość, pracy w teatrze, przygotowaniach do spektaklu oraz Osterwie widzianej z perspektywy aktora opowiedział nam w tym wywiadzie.
Z Przemysławem Stippą rozmawiała Dominika Polonis.
Dominika Polonis:. Ostatnio można zobaczyć Cię w wielu przedstawieniach, mam tutaj na myśli chociażby Mistrza i Małgorzatę oraz Sen nocy letniej. Wydaje mi się, że postać Wolanda i Puka są zestawione na zasadzie silnego kontrastu. Woland przedstawiony jako opanowany przedstawiciel swojej świty, a Puk jednak niesamowicie dynamiczny. Do której postaci łatwiej się dostosować?
Przemysław Stippa:. Jedna i druga rola jest wymagająca, lecz wbrew pozorom są one bardzo blisko siebie. Kontrast jest związany z tym, że to są dwie różne ekspresje, ale jest tam zachowana ciągłość między tymi dwoma rolami. Stąd też był wybór reżysera, Artura Tyszkiewicza, bo to dzięki niemu tę drogę mogłem przebyć tutaj- w Lublinie, od Puka, chochlika, złośliwego, cynicznego, aż po dojrzałego filozofa i szatana czyli Wolanda.
D.P.: Masz duży wpływ na kreację przypisanego Ci bohatera literackiego czy jest wszystko od górnie narzucane? Reżyser dużo ingeruję w role?
P.S.: To zazwyczaj zależy od reżysera, w dużej mierze zależy od niego, ale potem jest to już kwestia tego, jak to się układa w pracy. Od tego na ile aktor jest w stanie porozumieć się z reżyserem i na ile reżyser daje dużo przestrzeni aktorowi, żeby mógł włączyć swoją wyobraźnię w proces tworzenia spektaklu czy też roli.
D.P.: Postać Puka to Twoja inicjatywa?
P.S.: Cudowność pracy z Arturem Tyszkiewiczem polega na tym, że nam daję tą przestrzeń, pozwala uruchomić wyobraźnię, a nawet oczekuje tego od aktora żeby wnosił swoją wyobraźnię, swoje serce i pomysły do pracy. Ta praca za każdym razem jest ciekawa i z mojej perspektywy spełniona.
D.P.: Duża jest przepaść pomiędzy grą w teatrze, a serialu? Stopień wytrzymałości psychicznej jak i fizycznej jest porównywalny?
P.S.: Nieee, to są dwie zupełnie inne poetyki, ale jak wszystko co jest związane z tym zawodem ma ze sobą związek, chociażby taki, że teatr daje możliwość pogłębiania warsztatu, szukania narzędzi do budowania różnych postaci i ról oraz dotykania różnych wrażliwości. W serialu nie ma na to czasu i trzeba to już mieć zazwyczaj przygotowane. No i pracując w serialu robi się to od ręki, bo jest zadana pewna rola i aktor nie ma czasu na to żeby szukać i się mylić, ale jest tylko tyle czasu żeby wyjąć narzędzia, które mogą opowiedzieć o tej postaci.
D.P.: Czy zdarzało Ci się w życiu prywatnym „łapać się” na byciu aktorem, czy te umiejętności ćwiczone cały czas nie mają wpływu na Twój charakter? Czy przez długotrwałe ćwiczenia roli postaci, którą reprezentujesz w danym spektaklu nie czułeś, że po części zamieniasz się w tą postać w codziennym życiu (śmiech)?
P.S.: Wszyscy jesteśmy aktorami. W życiu też jesteśmy aktorami, a ja siebie nigdy nie kontroluję w takich sytuacjach (śmiech). Każdy z nas jest aktorem, ale te rzeczy, które my robimy zawodowo w teatrze są związane z konkretnym tematem, z okolicznościami, z konkretnym kontekstem i to jest bardzo rzadko przekładane na jeden do jednego na życie. Na pewno teatr i praca aktora pozwala na pokonywanie lęków, strachów czy nawet barier psychologicznych, które każdy z nas ma. Przez to też w życiu jest łatwiej nawiązywać kontakty, takie zupełnie prywatne, osobiste.
D.P.: Bywały takie sytuacje, że gdy ktoś Cię spotkał na ulicy, to byłeś kojarzony z rolą którą grałeś w serialu bądź teatrze?
P.S.: Tak, czasem tak bywa. Ja się na to nie obrażam, to jest naturalne, że ludzie utożsamiają aktora z rolą, którą gra. Po prostu zdarzały się takie sytuacje, ale myślę, że jest to wpisane w ten zawód. Specjalnie jakoś mnie to nie dziwi.
D.P.: Ile czasu aktora wymaga ćwiczenie głosu, by móc się dostosować do tak wielu ról? Mam tutaj na myśli też dubbing, np. Garfielda czy Spangeboba.
P.S.: Hmmm…. ten dobór głosów do postaci filmowych czy kreskówkowych odbywa się pod kątem tzw. warunków jakie aktor ma. Jak się dużo pracuje w zawodzie i dubbingu, robi się różne rzeczy zaplanowane i te z doskoku, bo różnie bywa z tym planowaniem zajęć dubbingowych, to gdzieś można szukać swoich możliwości głosowych, wpisywać się w role postaci już gotowych. Jednak nie wymaga to zbyt dużego wysiłku dla aktora. To jest kwestia elastyczności czy też zdolności aktora, które się ma, albo których się nie ma. Weryfikuje się to na miejscu, podczas nagrania.
D.P.: W teatrze najważniejszy jest widz. Czy nie jest też trochę tak, że sztuka, spektakle dostosowują się do potrzeb widowni, do tego co akurat ludzie chcieliby zobaczyć?
P.S.: Jeżeli tak jest to jest nieszczęście! Owszem zdarzy się tak, są takie sytuacje, w których próbuje się schlebiać gustom publiczności, widzów, ale to nigdy nie wychodzi na dobre ani twórcom, ani widzom. Zawsze najlepiej jest tak, kiedy twórca opowiada z własnej perspektywy o świecie i o człowieku, i w ten sposób próbuje się porozumieć z widzem, a nie starając się widza podkupić, czy mówiąc prosto – schlebić jego gustom. Chociaż ja sobie nie wyobrażam, jak można by schlebiać gustom widza, bo tych widzów jest mnóstwo. I nie ma takiej sytuacji, w której da się poznać wszystkich widzów, którzy przychodzą do danego teatru. Dobrze jest wtedy, gdy opowiada się o swoim świecie. Ten świat albo jest kupowany przez widza, albo nie.
D.P.: Czujesz jakiś sentyment do Lublina? Bardzo często do nas wracasz. Ma to związek z korzystną współpracą z Teatrem Osterwy?
P.S.: Tak, czuję! Tak. Te dwie cudowne przygody, które tutaj przeżyłem w Teatrze im. Juliusza Osterwy przygotowując rolę Puka i Wolanda to były dwa fantastyczne spotkania, z aktorami, z ludźmi z tego teatru jak i A. Tyszkiewiczem – reżyserem i dyrektorem tego teatru. Spełnione dwa spotkania i możliwość pracy w teatrze, a o takiej sytuacji zawsze marzyłem kończąc szkołę teatralną i będąc na etacie w Teatrze Narodowym w Warszawie. Mieszkając w Warszawie tego czasu cały czas się nie spędzało w teatrze, raczej przychodziło się na próby, wychodziło się z teatru i żyło się życiem poza nim, robiąc różne inne rzeczy, na przykład dubbingi czy seriale. A tutaj, praca, życie i mieszkanie w Lublinie było cały czas w Teatrze Osterwy, podczas tych prób do „Snu Nocy Letniej” czy do „Mistrza i Małgorzaty”. I wszystko kręciło się wokół teatru. Takie totalne dwumiesięczne lub trzymiesięczne święto związane z teatrem, z pracą w nim i skupieniem się tylko i wyłącznie na zadaniach, które ma się do wykonania.
D.P.: Jak aktorzy radzą sobie w takiej sytuacji, jaka miała miejsce ostatnio, kiedy aktor złamał sobie obojczyk i uniemożliwiło to wystawienie kilku spektaklów? Nie zawsze znajdzie się ktoś, kto mógłby od razu zastąpić daną postać.
P.S.: Ostatnio była taka sytuacja, ale ja nie wiem do końca jak to się rozegrało. Aktor powinien być dyspozycyjny zawsze i wszędzie ale oczywiście zdarzają się takie sytuacje i wypadki życiowe, kiedy nie można zagrać w spektaklu, bo coś się dzieje ze zdrowiem itp. Są szybkie zastępstwa, koleżeńskie, ale jeżeli stwierdza się, że to będzie zbyt duży kłopot organizacyjny dla teatru, albo też twórcy spektaklu nie chcą ryzykować z wprowadzeniem nowego aktora do spektaklu – to wtedy jest odwoływany. To są takie nadzwyczajne historie w teatrze, które się zdarzają od czasu do czasu.
D.P.: W jakich rolach w przyszłości będziemy mogli Cię zobaczyć?
P.S.: Spodobała mi się sytuacja, w której gram gościnnie w teatrze, poza moim macierzystym teatrem i nadarzyła się kolejna taka okazja i przygoda tym razem w teatrze dramatycznym w Warszawie, z nowymi aktorami i kolegami oraz z nowym zespołem. Będzie to „Miarka za Miarkę” , a ja gram tam rolę złego, hmmm, właściwie chyba uwikłanego w manipulację księcia, namiestnika Angelo. 🙂
fot. D.D.K.W.
fot A.M.