Handball Monday – kieleckie Final Four, francuskie błędy, paryski półfinał

Ten bezprecedensowy casus i zwłoka (wszak dziś wtorek, a zwykłem jednak publikować w tytułowy poniedziałek) spowodowane były losowaniem. I to nie byle jakim! Przed kilkoma godzinami poznaliśmy bowiem półfinałowe pary Final Four. Wśród nich  – rzecz jasna – rywala Vive. No ale zacznijmy od początku, a właściwie od środowego turboemocjonującego starcia (to trzeba przypomnieć jeszcze raz!). Następnie odbijemy echa owego spotkania – temat (nie)potrzebnych reform w piłce ręcznej. A na koniec zajmiemy się drużyną, która za cztery tygodnie zapragnie przerwać kielecki sen.

#HelloCologne

Kielczanie od pierwszego gwizdka zdecydowali się na ten sam manewr, który okazał się strzałem w dziesiątkę przed kilkoma dniami we Flensburgu. Mateusz Jachlewski w roli wysuniętego obrońcy jak tylko mógł utrudniał gościom rozgrywanie piłki w okolicach 9-tego metra. Ci jednak wyciągnęli sowite lekcje z niedzieli. Piłki z zabójczą szybkością wędrowały do skrzydeł i obrona mistrzów Polski nie miała zbyt dużo do powiedzenia. Koncert rozgrywał Lasse Svan. Duńczyk był autorem trzech pierwszych goli dla Flensburga. Kiedy sytuacja się nieco uspokoiła, było 4:2 dla przyjezdnych.

W ataku motorem napędowym niezawodny kapitan – Michał Jurecki. “Dzidziuś” rzucał z 75-procentową skutecznością (9/12), do tego wywalczył 2 karne. Pięć asyst zanotował Uros Zorman, jak zwykle bardzo skuteczny był Tobias Reichmann. Niemiec okazał się nomen omen katem Niemców – wykorzystał 7 z 9 prób. Pod bramką rywala szalał też Krzysztof Lijewski. Odważnie wchodził w strefę, czym wywalczył 4 karne. Dodatkowo, dołożył 3 bramki. Ożywienie w szeregach żółto-biało-niebieskich zaowocowało odzyskaniem prowadzenia, lecz dopiero w 25. minucie. Vive uzyskało wówczas również pierwszą dwubramkową zaliczkę (11:9). Gospodarze do przerwy przewagi już nie oddali. Pierwsza połowa zakończyła się rezultatem 14:13.

Druga odsłona spotkania to kontynuacja popisu bramkarzy. Na ‘dzień dobry’ Mattias Andersson obronił karnego (w całym meczu obronił aż 4). Dłużny nie pozostawał mu Marin Sego, który dwa razy z linii siódmego metra powstrzymał Andersa Eggerta. Wydawało się, że Vive zaczyna budować przewagę, która pozwoli uniknąć nerwów w końcówce. W 40. minucie było 19:16.

Flensburg był jednak niezwykle cierpliwy. Niemcy niezłomnie wierzyli w swoją filozofię gry. I zdało to egzamin. Zaginali się Lauge Schmidt i Lasse Svan – obaj z ośmioma bramkami na koncie. Niecały kwadrans przed końcem goście doprowadzili do remisu po 22. Od tego momentu nikt nie mógł uzyskać choćby dwóch bramek przewagi. Efektem walki czerwona kartka Mateusza Kusa, który przez całe spotkanie odwalał “czarną robotę”. Dopiero na cztery minuty przed końcem Vive wyrwało się rywalowi – było 28:26. Wszystko pod kontrolą? Dwie minuty później, przy stanie 28:27, karę dwóch minut otrzymał Henrik Toft Hansen, a gospodarze mieli który to już rzut karny. Wydawało się, że tak.

Niestety Reichmann tym razem spudłował, a Flensburg wymęczył kolejną bramkę. 28:28. Zapadło widmo dogrywki. Do końca 30 sekund – piłkę mają mistrzowie Polski. Trafia Lijewski. 29:28. Dogrywki nie będzie. Do końca 16 sekund. Czas dla gości. Gol da Niemcom awans. Na hali tumult, jakiego dawno nie było. Piłka na środku rozegrania, u Lauge Schmidta. Podanie do Kresimira Koziny. Chorwat próbuje złapać, lecz upada. Za koszulkę wściekle do ziemi ciągnie go Reichmann. Powinien być karny! Gwizdek arbitrów jednak milczy. Cisza. Chwila niepewności. Tak! Vive jedzie do Kolonii!

(Nie)potrzebna #dobrazmiana?

– Godziny treningów, pięćdziesiąt meczów i zostaliśmy odprawieni w taki sposób. Komuś przydałaby się para jaj! – napisał Svan na Twitterze. Zaraz po meczu ze łzami w oczach Ljubomir Vranjes patrzył każdemu z nas w sali konferencyjnej głęboko w oczy i jakby do każdego z osobna mówił – Należał nam się karny! Bez dwóch zdań. –

Niemieckie media od rana “podgrzewają” temat, mówiąc wprost – Obrabowano nas z finałów! – Mattias Andersson poszedł najdalej. Napisał na Twitterze: “Jak wytłumaczyć to, co wydarzyło się w środę, 9-letniemu synowi, który sam gra w piłkę i zna zasady?”. Na jego miejscu akurat bym zamilkł. Po 33. minucie nie powinno go być na boisku. Po, bez ogródek, chamskim faulu na Jachlewskim na samym środku boiska Szwed drugą połowę winien był oglądać z trybun. A uderzanie w ckliwe tony to gruba przesada.

No okej, rozumiem ich rozgoryczenie. Podobny klops arbitrów pozbawił przecież Vive zwycięstwa w październiku przeciwko Barcelonie. Wiadomo, stawka odmienna, ale wiem jakie to uczucie – poczucie niesprawiedliwości.

Zresztą, ile razy krytykowałem arbitrów? Wiele, z pewnością. To temat w światku piłki ręcznej z jednej strony notorycznie poruszany, z drugiej jest on kompletnym tabu. Nikt nie kryje, że sędziowie to pięta achillesowa szczypiorniaka. Nikt nie chce jednak podjąć jakichś poważniejszych kroków – zawalczyć o zmiany. Bo te są potrzebne i to nie ulega wątpliwości.

Francuzi. Naród w świecie piłki ręcznej wręcz wybrany. Seniorska reprezentacja to do niedawna mistrzowie wszystkiego, a juniorzy miażdżą wszystko i wszystkich na swojej drodze. Ogromne akademie, zainteresowanie, profesjonalizacja. Piłka ręczna we Francji jest wręcz zaraz za kolarstwem i piłką nożną sportem narodowym. Wydawałoby się, że w kwestii arbitrów też są nie do pokonania. Zaiste, Thierry Dentz i Denis Reibel, którzy prowadzili środowe spotkanie, to przez wielu okrzyknięta jedną z najlepszych para sędziowska świata.

A zawiedli, no bo co tu dużo mówić. Zadziwiało na jak dużo pozwalali Niemcom w obronie, ale i jak długo (wręcz w nieskończoność) Vive mogło budować swoje ataki. Nic więc dziwnego, że narastała brutalność. Nim się Francuzi spostrzegli, rozdali już 16 kar. Równie lekką ręką wskazywali na siódmy metr. Karnych podyktowali aż 17, z czego 11 dla Vive. Szczerze, nie pamiętam, by jedna drużyna dostała aż tyle “siódemek”. Okej, mecz był niesamowicie trudny dla sędziów. Zgoda. Dlatego po części można ich rozgrzeszyć.

Czarę goryczy przelała jednak ostatnia akcja. Tam był ten cholerny karny. No po prostu był. I czy to zwyczajny błąd, a może arbitrzy chcieli się zrewanżować Vive za czerwoną kartkę Anderssona, gdzie też gafa ewidentna, to powinni go gwizdnąć. Lecz nie gwizdnęli.

I już nikt mi nie wmówi, że potrzeba zmian jest bezsensowna. Reformy są niezbędne właśnie po to, by nawet ci najlepsi sędziowie mieli pomoc, jakiś “plan B”. By nie musieli kluczowych decyzji podejmować naprędce pod presją. “Bo zmiany spowolnią grę”, “Bo wprowadzą chaos”, “Bo zniszczą piękno handballa” – argumentują konserwatyści, których teraz śmiało można nazwać betonem. A gdzie tam! Nieprawda. Ordo ab chao. Może analizy video czy dodatkowi sędziowie właśnie ten porządek wprowadzą… Nawet gdyby kosztowało nas to 5 minut więcej spędzonych na hali. Warto.

Pobić futbolowy odpowiednik

Więcej podobnych klubów znajdziemy w realiach piłki nożnej. Manchester City, Chelsea, Monaco czy wreszcie PSG. Zespoły z bezdenną sakiewką. Z handballową wersją potentata Nassera Al-Khelaifi’ego Vive będzie musiało zmierzyć się w półfinale Ligi Mistrzów. Prawie równo za miesiac.

Nie ma co pisać o składzie giganta z Paryża. to istny gwiazdozbiór. Bracia Karabatic, a dalej Narcisse, Hansen, Abalo, Omeyer, Vori… gwiazda gwiazdę pogania. A jednak co roku paryżanom do awansu do Kolonii czegoś brakowało (podobnie jak kolegom z sekcji piłkarskiej w walce o półfinał LM). Teraz na turnieju finałowym zadebiutują. I jako klub, i jako przedstawiciel Francji. Na tym jednak na pewno nie poprzestaną. Każdy inny wynik niż powrót z pucharem przyjmą jako ogromny zawód.

W drodze do Final 4 PSG nie napotkało na żadne problemy. Wygrali grupę, w 1/8 dostali więc wolne, a w ćwierćfinale chłopców z Zagrzebia odprawili już w pierwszym meczu i to na wyjeździe (28:20). Wciąż czekają na prawdziwe zadanie. Godne ich gwiazd, ich ego. Mimo że klub nie ma na swoim koncie wielu sukcesów, to gdyby zliczyć tytuły, które mają w CV jego zawodnicy, PSG przodowałoby zapewne we wszystkich rankingach. Możemy być więc pewni, że PSG nie brakuje dwóch rzeczy: pieniędzy i ślepej żądzy sukcesu jako drużyna. Dwa miliony za wykupienie kontraktu Karabatica? Żaden problem. O ambicje i wolę walki ich rywali z Kielc możemy być spokojni. I wbrew pozorom o pieniądze też. Bo one nie grają. Jeżeli to one miałyby decydować, Vive nie miałoby po co wychodzić na parkiet.

– Bardzo chciałem trafić na PSG lub THW Kiel, bo marzy mi się wielki finał z Veszprem. To byłby wspaniały spektakl, bo oba kluby mają najlepszych kibiców na świecie. – Bertus Servaas.

Comments

  • No comments yet.
  • Add a comment