Wielkie narodowe emocje związane z francuskim Euro powoli opadają. Wiele osób żyje jeszcze nietuzinkowym występem Kapustki, profesorską robotą Pazdana czy taktycznymi pomysłami Nawałki. Ze stanu uniesienia należy jednak zejść na ziemię, tzn. przygotować się na spotkanie z kolejnym sezonem „mniej urokliwej” strony naszej piłki – Ekstraklasy. W końcu wszyscy piłkarze decydujący o sile naszej reprezentacji grają za granicą. Weźmy chociażby wymienionych wcześniej ulubieńców kibiców. Kapustka na co dzień gra w Cracovii, Pazdan jest czołowym obrońcą Legii, a nasz selekcjoner do kadry trafił z Górnika. Hmmm… To jak to w końcu jest z tą naszą ligą?
Wybitni polscy eksperci piłkarscy od zawsze prześcigają się w konkursie na najlepszą ligę świata. Wielu wskazuje na Anglię, gdzie wyścig o mistrzowską koronę często toczy się do samego końca, a w grze pozostaje zwykle kilka zespołów. Silną opozycję stanowią wielbiciele Hiszpanii, którzy swój wybór argumentują dominacją klubów z tej ligi w finałach europejskich pucharów ostatnich lat. Coraz mocniej do głosu dochodzą piłkarscy germanofile wskazujący na ogromny rozwój Bundesligi na przestrzeni kilku ostatnich sezonów. Jestem głęboko przekonany, że istnieje jednak całkiem spora grupa ludzi, którzy za zdecydowanie najlepszą uważają Ekstraklasę. Dlaczego?
Wielu z nas ogląda mecze lig zagranicznych. Weekend zaczyna się pierwszym spotkaniem Bundesligi, następnie sobotnie wczesne popołudnie upływa na Premier League, po której przychodzi hit La Liga. Niedzielę dla odmiany poświęcamy, zależnie od upodobań, Włochom, Francji czy Holandii. Dzięki zdobyczom techniki wszystkie te wycieczki możemy odbyć z poziomu naszej kanapy. Biegający po ekranie zawodnicy stają się kolejnymi pikselami, którzy w każdym momencie mogą zostać zastąpieni przez coś ciekawszego. Aby nawiązać bezpośredni kontakt wzrokowy z bohaterami oglądanego przez nas meczu Chelsea z Arsenalem, musielibyśmy wydać kilkaset złotych na daleką podróż. Powieszenie na ścianie plakatu z Johnem Terrym prawdopodobnie nie wystarczy. Dlatego właśnie Ekstraklasa jest najlepsza.
Jest najlepsza, ponieważ jeśli spodoba ci się pierwsza połowa oglądanego w telewizji meczu, to istnieje duża szansa na to, że przy małym ruchu na ulicach uda ci się zdążyć na jego końcówkę na stadionie. Dla wielu kibiców Ekstraklasa jest najlepsza, ponieważ to ona była dla nich pierwszym spotkaniem z prawdziwym meczem, kiedy z tatą pierwszy raz wchodzili na prawdziwy stadion. Co więcej, wielu z nas uwielbia Ekstraklasę, bo w jednym z jej zespołów może grać nasz kuzyn, narzeczony czy kolega, z którym kiedyś kopaliśmy w juniorach. Siłą tej ligi jest to, że jeśli twoim idolem jest Radek Murawski z Piasta Gliwice, to możesz po prostu pójść pod jego mieszkanie, zapukać do drzwi i poprosić o autograf. Założę się, że z Antoinem Griezmannem taka sztuka by się nie udała.
O rozpoczynającym się dzisiaj kolejnym sezonie można by pisać oczywiście pod kątem stricte piłkarskim. W końcu dość niecodzienną jest sytuacja, gdy świeżo upieczony mistrz wymienia trenera, a szkoleniowiec trzeciej drużyny minionego sezonu odchodzi do zespołu, którego od spadku dzieliły trzy punkty. Po co jednak udawać znawcę krajowego podwórka, podczas gdy jest ono tak nieprzewidywalne, że za kilka kolejek jakiekolwiek prognozy zostałyby pewnie boleśnie zweryfikowane na ekstraklasowych boiskach. Jedyna warta przytoczenia ciekawostka jest taka, że będzie to pierwszy od dawna sezon, w którym Śląsk (administracyjny, nie wrocławski) stracił swoje panowanie w liczbie reprezentujących go drużyn. Po spadku Górnika Zabrze i Podbeskidzia na prowadzenie wysunęła się Małopolska z krakowskim duetem i beniaminkiem z Niecieczy. Jeśli chodzi o nowości, ciekawie zapowiadają się także Derby Pomorza (Lechia-Arka) i Mazowsza (Legia-Wisła Płock). Tyle o piłce. Zaryzykuję tezę, że w tej lidzie paradoksalnie nie ona jest najważniejsza. Najistotniejsze jest to, że Ekstraklasa jest „nasza”. I może to właśnie jest jej największą zaletą. Bo kiedy inni tylko grają w piłkę, „u nas” jest o wiele ciekawiej. I jestem pewien, że w tym sezonie nie będzie inaczej.