W oczach polskich kibiców miał to być mecz „dwóch panów z numerem 99”.
Po stronie gospodarzy – Arkadiusz Milik, po stronie gości – Gianluigi Donnarumma. Golkiper zespołu z Mediolanu to zaledwie siedemnastolatek, ale niech nikogo nie zwiedzie jego wiek. W poprzednim sezonie okazał się odkryciem sezonu i to od jego postawy w dużej mierze zależało dzisiaj, czy napastnik reprezentacji Polski uzyska premierowe trafienie w barwach nowego klubu.
Występ Milika przeciwko Pescarze (2:2) był nieudanym debiutem. Nie tylko jego, ale również Piotra Zielińskiego. Obaj Polacy weszli na plac gry w drugiej połowie i obaj nie zasłynęli z dobrej postawy na boisku. O ile Zieliński szykowany jest w drużynie wicemistrza Włoch jako postać drugoplanowa nie tylko ze względu na mocną konkurencję, o tyle Milik musi szybko spłacać dużą kwotę transferową. I miano następcy Gonzalo Higuaina oczywiście, kiedyś kochanego w Neapolu, obecnie znienawidzonego. Nie trzeba bardzo znać się na futbolu, by wiedzieć, iż kibice z tamtej części Włoch są w czołówce pod względem fanatyzmu.
W niedzielny wieczór stadion św. Pawła oszalał ze szczęścia dwukrotnie. Najpierw w osiemnastej minucie Arkadiusz Milik dobił strzał w słupek Driesa Mertensa. Wyglądało to nieporadnie ze strony nowego snajpera SSC Napoli, ale gol to gol. Niewykorzystana sytuacja Ignazio Abate sprzed kilku minut się zemściła na korzyść gospodarzy.
W 33. minucie dośrodkowanie z rzutu rożnego i piłkę mocnym uderzeniem głową posłał do bramki… Milik. Dwie bramki w meczu drugiej kolejki Serie A już ostatecznie sprawiły, że w niepamięć puszczono jego bezbarwny występ w spotkaniu z Pescarą. W 38. minucie Milik dynamicznie wybiegł do sytuacji sam na sam, już był w ogródku, już witał się z hat-trickiem, ale sędzia boczny podniósł chorągiewkę – spalony. Co za dużo, to niezdrowo.
Serca kibiców z Neapolu zadrżały, jak w 51. minucie bramkę kontaktową zdobył M’Baye Niang – wersja soft Mario Balotellego. Chwilę później czarę goryczy przelał piękny gol z dystansu Suso. Gospodarze w zaledwie cztery minuty zaprzepaścili zaliczkę z pierwszej połowy.
W 74. minucie szalę zwycięstwa na korzyść SSC Napoli przeważył Jose Maria Callejon, który wbił piłkę do siatki po świetnej interwencji Gigiego Donnarummy. Swoją cegiełkę w tej akcji dołożył Piotr Zieliński, który wszedł na boisko zaledwie minutę wcześniej. Korzystny rezultat dla Napoli ułatwiła jeszcze druga żółta kartka Juraja Kucki na kwadrans przed końcem meczu oraz wprost idiotyczne zachowanie M’Baye Nianga również ukarane wykluczeniem. Kibice Milanu, którzy zdążyli już zapomnieć o Mario Balotellim, w tamtej sytuacji mogli zaznać déjà vu.
Efektem niefrasobliwości Rossonerich była jeszcze bramka w doliczonym czasie gry Callejona, który dobił piłkę do bramki po zabawie Alessio Romagnoliego w bramkarza. Desperacka próba ratunku w tej akcji była symbolem ostatnich piętnastu minut spotkania w wykonaniu podopiecznych Vincenzo Montellego.
Nazwisko Arkadiusza Milika było dzisiaj głośno skandowane przez kibiców z Neapolu. Jego występ to dobry prognostyk dla Polaka, o którym niejedni zdołali wyrobić sobie zdanie poprzez nieskuteczność w finałach Euro 2016. Poprzednik w postaci Gonzalo Higuaina pozostawił wysoko postawioną poprzeczkę, ale wiemy przecież o tym, jak świetnie Milik potrafi radzić sobie z presją. Z obrońcami również, oby tak dalej.