Rolą beniaminka w najwyższej klasie rozgrywkowej jest sprawianie niespodzianek na każdym kroku. W zeszłym tygodniu zespół Stali Ostrów zaliczył udany wyjazd do Dąbrowy Górniczej. Ta rosnąca forma ostrowskiej drużyny zachęciła kibiców po raz kolejny do odwiedzenia kaliskiej hali- ich ostatnia wizyta skończyła się zaskakującym zwycięstwem z wicemistrzem Polski ze Zgorzelca. Można powiedzieć, że do każdego meczu koszykarze Stalówki podchodzą jak biblijny Dawid- w minioną niedzielę w rolę Goliata wcieliła się drużyna Asseco Gdyni, która aktualnie zajmuje trzecią lokatę w Tauron Basket Lidze. Tym razem niestety cudu nie było…
Z wysokiego C weszli w mecz gracze z Gdyni, bo na samympoczątku Przemysław Frasunkiewicz rzucił za 3 punkty, ale to był dopiero pierwszy z wielu takich zagrań w wykonaniu gdańszczan. Błyskawicznie odpowiedział mu tym samym Deshawn Delaney i tak zaczęła się ta walka. W pierwszej kwarcie oglądaliśmy równe zawody- wymiana ciosów jednak skończyła się na prowadzeniu Stali. W drugiej części ta przewaga sukcesywnie rosła i ostatecznie po pierwszej połowie na tablicy wyników widniał wynik 47:35. Niemały udział miał w tym oczywiście Curtis Millage, ale na wyróżnienie zasługuje 23-letni Mateusz Zębski, którego zaangażowanie może nie zapisało się w statystykach, ale skutecznie pomagał zdobywać punkty kolegom i uniemożliwiał to przeciwnikom. Niemniej jednak to co się stało później przekracza ludzkie wyobrażenie. Po przerwie mogło się wydawać, że w drużynę Asseco wstąpiły nieludzkie siły i byli w stanie oddać celny rzut właściwie z każdego miejsca na parkiecie- patrząc w pomeczowe statystyki możemy zobaczyć, że na ogólny wynik koszykarzy z Gdańska składało się aż 15 rzutów za 3 pkt (!) ze skutecznością 50%. Dla porównania Stalówka za trzy trafiła tylko 3 z 21 prób… Straconego prowadzenia już nie udało się odzyskać i mecz ostatecznie skończył się wynikiem 72:81.
Po stronie ostrowskiej oczywiście wyróżniał się Curtis Millage, co było widoczne szczególnie pod koniec spotkania, kiedy swoimi udanymi akcjami próbował poderwać zespół do walki. Niestety jego 17 zdobytych punktów nie wystarczyło by dać drużynie zwycięstwo. Wygrana zespołu Asseco była zasługą kapitalnej gry kolektywnej, ale gwiazdą niedzielnego spotkania został Przemysław Frasunkiewicz. Były reprezentant Polski górował nad swoimi przeciwnikami nie tylko wzrostem (mierzy 201 cm), ale też umiejętnościami i doświadczeniem. W całym meczu zdobył 23 pkt., z czego aż 18 było efektem rzutów za trzy. Z jego powodu koszykarze Stali z parkietu schodzili zafrasowani.
W tym spotkaniu zdecydowanie tryumfowało doświadczenie i wykorzystanie słabych stron przeciwnika. Los beniaminka już taki jest- trzeba cieszyć się z każdego zwycięstwa, a z porażek umieć wyciągać wnioski. Mimo przegranej z Asseco gra Stalówki napawa optymizmem- z tego powodu miejmy nadzieję, że ostrowsko-kaliska publiczność po raz kolejny nie zawiedzie swoich ulubieńców za tydzień- będzie to mecz ze Śląskiem Wrocław w poniedziałek 30 listopada, ponownie na Kalisz Arenie.