Szczerze? Myśląc o siódmej części kultowej sagi “Star Wars” sądziłam, że to kompletna głupota! Kontynuacja filmu po zakończeniu fabuły? Bezsensu!… Jednak oglądając film poczułam się pozytywnie rozczarowana. Okazało się, że opisanie historii Rei i Finna było strzałem w dziesiątkę! Oprócz całkiem nowych postaci wcześniej wspomnianych Rei, Finna, lorda Sithów będącym jednocześnie synem księżniczki Lei i Hana Solo, nowego generała ciemnej strony i jej głównego “dyrektora” Naczelnego Wodza, występują dobrze nam znani z poprzednich części bohaterowie, co prawda trochę podstarzali ale jednak, Han Solo i jego nieodłączny przyjaciel Chewbacca, księż… przeoraszam generał Leia, sympatyczny C-3PO no i oczywiście…UWAGA SPOJLER…Luke Skywalker, ostatni Jedi.
Akcja filmu dzieje się, o ile się nie mylę, jakieś 20 lat po zakończeniu “Powrotu Jedi”…i w galaktyce zrobiło się dość nieprzyjemnie… Sytuacja wygląda tak- Republika odrodziła się…jednak wkrótce zostaje zniszczona przez nowe siły zła- Nowy Porządek, z którym oczywiście walczy niezawodna jak zawsze Rebelia. Szychą w Nowym Porządku jest rzecz jasna Solo Junior, a rebeliantami dowodzi jego matka…miło. Jeśli do tego dorzucić fakt, że kochany.wujek Luke zniknął robi się bardzo rodzinna masakra, bo obie strony walczą by mapa, która ma doprowadzić do Skywalkera nie wpadła w ręce wroga. A straż nad mapą bierze…mały rebeliancki droid po wielu zawirowaniach losu podróżujący właśnie z Finnem, zbiegłym szturmowcem i Reą, złodziejką złomu, która jak się dowiadujemy w dalszej części filmu obdarzona jest potężną mocą…hmmm czyżby “Nowa nadzieja”? ;p . Chyba jedyne co się nie zmieniło to skłonność kapitana Solo do ciągłego wpadania w tarapaty… Ale obejrzyjcie sami. Ja serdecznie polecam Wam siódmą część “Star Wars” i z niecierpliwością czekam na kolejne części.