Dywagacji tyle co grup na Euro 2016, czyli za dużo. Czy po sobotnim losowaniu w Paryżu możemy już coś przyjąć za pewnik? I dlaczego mówienie, że Polacy na pewno nie zajmą pierwszego miejsca w grupie jest naiwne?
Żebyście nie myśleli jednak, że zwariowałem… równie dobrze możemy zająć ostatnie. Z większą przewagą tej drugiej opcji oczywiście.
Pomyślicie, dlaczego taki realista jak ja nie napisał o tym, że Niemcy nie wyjdą na pewno z pierwszego miejsca, zostawiając w pokonanym polu Ukraińców, nas i Irlandię Północną?
Otóż nasi zachodni sąsiedzi to bez wątpienia drużyna turniejowa, ale przez ostatnie turnieje mieli tendencję do zawalenia drugiego z kolei meczu w rozgrywkach fazy grupowej, a może taka ewentualność mieć swój wpływ. W 2006 roku jako gospodarze mistrzostw świata wyszarpali zwycięstwo w ostatniej minucie spotkania z Polską (historia lubi się powtarzać, kto tym razem zostanie Oliverem Neuvillem – słynnym grabarzem naszych marzeń sprzed dziewięciu lat?), w 2008 roku na mistrzostwach Europy znowu mieli chwilę słabości poprzez porażkę 1:2 z Chorwacją, by ostatecznie podnieść się z kolan i dotrzeć aż do finału. To tylko dwa z wielu przykładów.
Podsumowując naszą grupę, układ sił w kolejności malejącej przedstawia się tak: Niemcy, Ukraina, Polska, Irlandia Północna. Wszystkie z tych reprezentacji mogą tak naprawdę osiągnąć każdy rezultat. Ameryki tutaj nie odkryłem, no ale jak wytłumaczyć na przykład fakt, że snajper ostatniej z nich – Kyle Lafferty, strzela dla drużyny narodowej seriami, a w angielskim Norwich City grzeje ławę? Co więcej, częściej niż ławkę rezerwowych dba nawet o temperaturę krzesełek na trybunach. No ale dla niego pole reprezentacyjne to zupełnie inna bajka…
***
Niektórzy z was postanowili również udzielić swojej opinii przed samym losowaniem, jaka byłaby wasza wymarzona grupa. Ja poprzez to zrozumiałem idealna do grania i wykazania się dla naszej reprezentacji, wy raczej odebraliście to jako najłatwiejszą do wyjścia. Cóż, jeśli za rok nie awansujemy do fazy pucharowej, to nasze tendencje myślenia się raczej nie zmienią.
Z pierwszego koszyka większość z was słusznie uznała Portugalię za najsłabszą. Tylko ten argument o tym, że bez Cristiano Ronaldo byliby łatwi do ogrania… nie zapominajcie, jak nasza reprezentacja też jest uzależniona od wybitnej jednostki – Roberta Lewandowskiego. A jakby koło fortuny uśmiechnęło się do ewentualnie do Portugalczyków i to nasz napastnik byłby (tfu! tfu!) kontuzjowany?
Moje życzenie spełniło się co do drugiego koszyka, aby wylosować Rosjan lub Ukraińców. Gdybym nie lubił naszych wschodnich sąsiadów, to wtedy pewnie liczyłbym na przydzielenie nam Włochów, ale że tak nie jest, to nie pozostało mi nic innego, jak się cieszyć. Budiet interesno… Jewhen Konoplianka i Andrij Jarmołenko kontra Jakub Wawrzyniak i Paweł Olkowski. Może boleć, choć oczywiście nie musi.
No i ostatni koszyk, gdzie połowa drużyn jest tak naprawdę na poziomie zbliżonym do Polaków. Chcieliście w większości Irlandię Północną, ja mierzę wyżej i życzyłem sobie Walijczyków. W sumie to jesteśmy dziwną drużyną pod tym względem, że niby zagraniczne media opisywały, jak to wyobrażają sobie nas w grupie śmierci… a tak naprawdę jakbyśmy byli losowani z drugiego koszyka (czyli o jeden poziom wyżej), to każdy chciałby z nami grać, ponieważ, przepraszam za wyrażenie, bylibyśmy łatwiejsi od reszty ekip z tej puli.
***
Fragment rozmowy z roku 1978 ze Zbigniewem Bońkiem (pan prezes pasmo największych sukcesów piłkarskich miał dopiero przed sobą), którą dla „Piłki Nożnej” przeprowadził redaktor Paweł Smaczny:
P.S.: – Czy nie wydaje się panu, że piłkarze za dużo zarabiają?
Z.B.: – Zadaje pan pytania coraz trudniejsze. Ale niech tam. Stać mnie na szczerość. Rzeczywiście zarabiają za dużo, ale nie wszyscy. Moim zdaniem zbyt wiele płaci się w naszym kraju za miernotę… Czy ja zarabiam za dużo? Piłkarz może grać dobrze około ośmiu lat. Potem może zająć się czymś innym.
A do czego zmierzam? Kilka stron dalej, po serii archiwalnych artykułów w tym tygodniku, praktykant „Piłki Nożnej” grający (?) na co dzień w I-ligowym Stomilu Olsztyn napisał „przeciekawy” tekst o tym, jak pierwszoligowi kopacze prześcigają się w motoryzacyjnych nowinkach, nie tylko w teorii, ale również w praktyce. I opisuje, jak niejedni parodyści jeżdżą solidnymi markami. Można by teraz przywołać przytoczony fragment rozmowy z Bońkiem i zapytać – czy to nie jest kpina z zawodu piłkarza, który i tak cieszy się fatalną opinią wśród społeczeństwa?