Ale że Dudka na mundial nie wzięli? Ten żart powtarzany już jest od prawie dziesięciu lat, a nadal śmieszy.
W każdym dowcipie lub żartobliwym stwierdzeniu można znaleźć odrobinę prawdy, więc tradycją jest to, że zawsze gdy podawany jest skład na międzynarodowy turniej, w którym jakimś cudem będzie uczestniczyła nasza reprezentacja, to więcej mówi się o pominiętych przez selekcjonera niż przez niego powołanych. Bo co z tego, że Nawałka zabierze na Euro Lewandowskiego? Przecież tego spodziewał się nawet przedszkolak albo kompletny laik, któremu wizerunek naszej gwiazdy wyskakuje nawet z lodówki.
Tomasz Iwan, Jerzy Dudek i Tomasz Frankowski, Kamil Glik – oto prawdopodobnie największe kontrowersje XXI wieku przy ustalaniu powołań przez kolejno Jerzego Engela na MŚ 2002, Pawła Janasa na MŚ 2006 oraz Franciszka Smudę cztery lata temu. W „Przeglądzie Sportowym” Jacek Bąk, który zagrał w reprezentacji 96 razy, stwierdził, że przewidywalność drużyny Adama Nawałki jest jej zaletą i trudno się z nim nie zgodzić. Słusznie też podkreślił, że nie czas już na eksperymenty i naprawdę trudno szukać wśród szerokiej kadry kogoś, kto byłby totalną niespodzianką. Owszem, Paweł Dawidowicz z rezerw Benfiki nie był pewniakiem. Ale w odróżnieniu od awizowanego przez niejednych Rafała Wolskiego przynajmniej wystąpił w koszulce z białym orłem na piersi za kadencji obecnego selekcjonera.
Jeśli już na siłę szukać zaskoczeń, to można wśród nich wymienić nieobecność Sebastiana Mili, Łukasza Szukały, Pawła Olkowskiego oraz Łukasza Teodorczyka. Tylko że realnie byłyby takowymi… gdybyśmy przenieśli się w czasie o rok wstecz. Obecnie podani zawodnicy po prostu nie dają argumentów trenerowi, aby zabrać ich do Francji. Pierwszy szybko zgasł po wspaniałych bramkach z Niemcami i Gruzinami (to było półtora roku temu!), drugiemu nie przysłużył się wyjazd za petrodolarami, trzeci przeciętność z występów w drużynie narodowej przeniósł również do klubu, a ostatni nie może przełamać się po kontuzji i niewykluczone, że Dynamo Kijów to dla naszego napastnika ostatecznie odrobinę zbyt wysokie progi.
Można rzec, że rzutem na taśmę obecność na szerokiej liście powołanych zapewnił sobie Sławomir Peszko, który śladem Sebastiana Mili wydawał się przepaść w kontekście kadry, odkąd zaczął regularnie oddychać morskim powietrzem w Gdańsku. Na szczęście skrzydłowego, zdobył on jednak ważną bramkę w meczu ligowym z Legią Warszawa, na dodatek niecodziennej urody.
Wśród 28 osób możemy już chyba skreślić jedną w kontekście ostatecznej kadry okrojonej o pięciu zawodników. Jest to Przemysław Tytoń, czwarty bramkarz w hierarchii, który prawdopodobnie ustąpi miejsca Łukaszowi Fabiańskiemu, Arturowi Borucowi i Wojciechowi Szczęsnemu. Wspaniale obronionego karnego z Grekami na Euro 2012 jednak nikt mu nie zabierze…