“Cross & header” – Arsenal wraca do walki o mistrzostwo

Znowu nic nie wiadomo… Po pierwszej połowie meczu Leicester z Arsenalem, wydawało się, że kwestię mistrzostwa rozstrzygną pomiędzy sobą Leicester i goniący je Tottenham. Na szczęście dla wrażeń emocjonalnych kibiców Premier League, Arsenal pokonał Leicester i dzięki temu do samego końca sezonu będziemy rozkoszować się walką o mistrzostwo.

Absolutnym hitem kolejki było spotkanie Arsenalu z Leicester na Emirates Stadium. Gospodarze rozpoczęli to spotkanie z animuszem, zdominowali przyjezdnych i próbowali tworzyć sobie sytuacje pod bramką Schmeichela. „Próbowali” to słowo, które idealnie oddaje postawę Kanonierów. Nie umieli ani razu zagrozić bramce Lisów, chociaż przez zdecydowaną większość czasu utrzymywali się przy piłce. Wszystko zmieniło się w 45. minucie za sprawą geniuszu niezawodnego napastnika Leicester, Jamiego Vardy’ego, który zgrabnie minął Nacho Monreala w polu karnym. Hiszpan zostawił lekko nogę, co sprawiło, że Vardy, dodając trochę od siebie, runął na ziemię. Lekko kontrowersyjną jedenastkę pewnie wykorzystał sam poszkodowany i do szatni podopieczni Wengera schodzili z jednobramkowym deficytem. Drugą połowę Kanonierzy rozpoczęli dokładnie tak samo jak pierwszą. Zdominowali przeciwników, ale wciąż nie umieli nawet zbliżyć się do bramki Schmeichela. W 54. minucie meczu los uśmiechnął się do Arsenalu; po raz drugi w odstępie sześciu minut obrońca Leicester Danny Simpson obejrzał żółtą kartkę. Od tego czasu piłkarze Wengera grali w przewadze, co było widać w ich poczynaniach ofensywnych. Arsenal jeszcze więcej atakował, ale wciąż bezskutecznie. Niemoc przełamał dopiero w 70. minucie meczu wprowadzony z ławki Theo Walcott, który po zgraniu piłki głową przez Oliviera Giroud umieścił piłkę w siatce. Wynik remisowy utrzymał się aż do doliczonego czasu gry. Tuż przed końcowym gwizdkiem, w 95. minucie, inny rezerwowy, Danny Welbeck, dla którego był to pierwszy mecz po 8 miesiącach przerwy, strzelił gola na wagę zwycięstwa Arsenalu. Trzeba przyznać, że zespół z północnego Londynu miał bardzo dużo szczęścia, że wygrał to spotkanie (więcej o nim przeczytacie tutaj). Niemniej jednak, Arsenal jest trzeci, a do pierwszego Leicester traci już tylko dwa punkty. Lisy mają łatwy terminarz, ale to Arsenal ma mocniejszą kadrę i jeśli w trzech najbliższych meczach w lidze (Manchester United na wyjeździe, Swansea u siebie, Tottenham na wyjeździe) zdobędzie co najmniej 7 punktów, to właśnie on stanie się głównym faworytem do mistrzostwa. Dlaczego? Leicester na pewno straci jeszcze punkty, do tego dojdzie stres związany z presją mistrzostwa. Najbardziej doświadczonym zespołem z trójki faworytów do mistrzostwa – Leicester, Tottenham, Arsenal, jest ten ostatni. Jeśli Kanonierzy nie zaczną tracić punktów na potęgę, mogą ten sezon wreszcie zakończyć jako mistrzowie.

Drugim meczem, który trzeba było obejrzeć w miniony weekend, było spotkanie Tottenhamu z Manchesterem City. Przed tą kolejką Koguty były na fali, a Obywatele wręcz przeciwnie. W meczu kompletnie nie było tego widać. O pierwszej połowie, najchętniej byśmy zapomnieli; tylko jeden celny strzał, zaledwie dwie groźne sytuacje pod bramką. W drugą połowę lepiej weszli piłkarze z Manchesteru, stworzyli sobie nawet dwie całkiem niezłe sytuacje. Jednak w 52. minucie sędzia podjął kontrowersyjną decyzję o przyznaniu rzutu karnego drużynie Tottenhamu po zagraniu ręką w polu karnym przez Raheeema Sterlinga. Tę sytuację na gola pewnie zamienił najlepszy strzelec Kogutów Harry Kane. Manchester City mimo wszystko się nie poddał i w 74. minucie wysiłki podopiecznych Pellegriniego zostały wynagrodzone; dobry kros Clichy’ego na bramkę zamienił wprowadzony z ławki młody napastnik Kelechi Iheanacho. The Citizens wciąż tworzyli sobie nowe sytuacje, byli coraz bliżej strzelenia gola na 2:1. Na ich nieszczęście, Tottenham zebrał się do ataku w 83. minucie, kiedy to Christian Eriksen zamienił na gola podanie Erika Lameli. Wynik już się nie zmienił do końca spotkania i Manchester City już drugi raz z rzędu przegrał mecz u siebie. Po porażce z zespołem z Londynu, The Citizens tracą 6 punktów do Leicester i 4 punkty do Tottenhamu i Arsenalu. Strata jest jak najbardziej do odrobienia, ale przy obecnej formie piłkarzy, to utrzymanie się w TOP4 powinno być sukcesem. Z kolei Tottenham jest na fali, wygrywa seriami, jeśli wciąż będzie z maszynową częstotliwością pokonywał kolejnych przeciwników, to jest spora szansa, że Koguty zdobędą mistrzostwo Anglii. Niemal pewny jest powrót Tottenhamu do Ligi Mistrzów, co już jest ogromnym sukcesem piłkarzy i trenera. Nie mają więc nic do stracenia, mogą tylko zyskać.

Po raz kolejny negatywnie zaskakuje Manchester United. Tym razem Czerwone Diabły przegrały z Sunderlandem, który mimo wygranej, wciąż traci punkt do miejsca nad strefą spadkową. Nie pomógł piękny gol Martiala, który cudownie przelobował Vito Mannone, nie pomogły także genialne interwencje Davida de Gei, Manchester United przegrał 1:2 z Czarnymi Kotami i nie wykorzystał szansy, by zbliżyć się do lokalnego rywala. Piłkarze van Gaala obronili piąte miejsce w tabeli tylko dlatego, że West Ham nie potrafił wygrać z Norwich. Do czwartej pozycji, gwarantującej udział w eliminacjach Ligi Mistrzów brakuje im 6 punktów. Ciężko może być też obronić 5. miejsce, bo za plecami czają się West Ham i Southampton – oba tracą już tylko punkt do MU.

Prawdziwy grad bramek zobaczyliśmy w meczach Chelsea i Liverpoolu. Oba mecze były bardzo jednostronne dla ich faworytów; Chelsea pokonała Newcastle 5:1, a Liverpool rozgromił Aston Villę 6:0. W barwach The Blues świetnie zagrali Willian, Pedro i Diego Costa. Do formy dochodzą powoli też Fabregas i Hazard, co może się okazać arcyważnym w walce o wyższe miejsce w lidze (aktualnie zajmują 12. miejsce ze stratą 8 punktów do piątego Manchesteru United) i w batalii o ćwierćfinał Ligi Mistrzów (w pierwszym meczu z PSG przegrali na wyjeździe 1:2). Z kolei The Reds wreszcie pokazali pełnię swoich umiejętności. Genialne zawody rozegrali przede wszystkim zawodnicy ofensywni: Philippe Coutinho, Emre Can oraz Roberto Firmino. W pierwszym składzie wybiegł wreszcie Daniel Sturridge; zdobył bramkę, parę razy dobrze się pokazał, więc może zaliczyć ten mecz do udanych. Dzięki zwycięstwu podopieczni Kloppa awansowali na 8. pozycję i do piątego miejsca tracą już tylko 3 punkty. Pewna wygrana może być kluczowa dla formy psychicznej piłkarzy Liverpoolu, którzy w najbliższym czasie zmierzą się z lokalnym rywalem, Evertonem, oraz z Manchesterem City. Natomiast w strefie spadkowej możemy obecnie zobaczyć zarówno Aston Villę, jak i Newcastle. Drużyna z Birmingham jest ostatnia w tabeli i raczej mało kto liczy na utrzymanie w lidze. Jeśli nie zdarzy się cud, jak to miało miejsce w poprzednim sezonie w przypadku Leicester, to w przyszłym sezonie The Villans będziemy oglądać na boiskach Championship. Ich strata do bezpiecznego miejsca wynosi już 8 punktów. Z kolei Newcastle na pewno do samego końca będzie się biło o utrzymanie. Wygląda na to, że kandydatów do spadku, oprócz Aston Villi, jest trzech, a miejsca dwa. Sunderland, Newcastle oraz Norwich znajdują się praktycznie na tym samym poziomie punktowym – 19. Sunderland ma punkt straty do 17. Norwich. W najbliższych tygodniach najłatwiejszy terminarz czeka Sunderland i jeśli utrzyma on obecną dobrą formę, to może odskoczyć swoim rywalom. W kontekście spadku nie można zapomnieć też o Swansea oraz Bournemouth, które mają niewielką przewagę nad strefą spadkową i w każdej chwili mogą włączyć się do „walki” o relegację z ligi.

Wyniki 26. kolejki Premier League:

Sunderland 2:1 Manchester United

Swansea 0:1 Southampton

Norwich 2:2 West Ham

Everton 0:1 West Brom

Crystal Palace 1:2 Watford

Bournemouth 1:3 Stoke City

Chelsea 5:1 Newcastle

Arsenal 2:1 Leicester

Aston Villa 0:6 Liverpool

Manchester City 1:2 Tottenham

Comments

  • No comments yet.
  • Add a comment