W rządzie zaczynała jako pensjonarka. Swego czasu była nazywana jego Matką Boską albo cesarzową, a dziś jest unijną komisarz ds. Rynku Wewnętrznego, Przemysłu, Przedsiębiorczości oraz Małych i Średnich Przedsiębiorstw. Kobieta o długich rzęsach i wysokich szpilkach. Niedawno padła ofiarą (?) nielegalnych podsłuchów w restauracji „Sowa i Przyjaciele”. Urodzona w Katowicach a mieszkająca w Mysłowicach, choć obecnie więcej czasu spędza w Brukseli ze względu na piastowaną funkcję. Czy z powodu afery, która wybuchła może to się zmienić?
Już od roku Polska jest nękana przez najnowsze doniesienia dot. „afery podsłuchowej”. Mass media wszystkim obywatelom cudownie udowadniają, że stoją na straży demokracji i patrzą politykom na ręce – tego typu opowiadania z dziedziny fantastyki możemy śmiało włożyć między bajki dla dzieci na dobranoc. Może młodsze rodzeństwo się zadowoli.
Ostatnio dotarły do nas najnowsze relacje z nagrania Elżbiety Bieńkowskiej, która wtedy pełniła funkcję wicepremiera oraz Szefa Ministerstwa Infrastruktury i Rozwoju, wraz z szefem CBA.
Rozmowa ich była długa. Miała trwać ponad dwie godziny, gdzie obecna komisarz ze swoim współrozmówcą w dość dosadny sposób komentowali obecną sytuację polityczną w Polsce. Najpierw telewizyjne media oburzyły się na słownictwo, jakim posługiwała się Pani Bieńkowska. Można o naszym narodzie powiedzieć wiele dobrego, ale na pewno nie to, że na co dzień posługujemy się wysublimowaną literacką polszczyzną. Jeśli nawet dwie osoby z „świecznika” rozmawiają, używając wulgaryzmów, to jest to ich sprawa, póki ta rozmowa jest prywatna. Poza tym, łatwiej jest wyrazić negatywne emocje używając bardziej siarczystych i soczystych wyrazów niźli eufemizmów. Są one po prostu bardziej wymowne.
Perora ta nie powinna przedstawiać wicepremier Bieńkowskiej w pejoratywnym świetle. Za każdym razem wyrażała swoją troskę o sprawy, które uległy zaniechania. Sama chciała podjąć się naprawy i podjąć konkretne czynności. Fakt o tym, że polskie górnictwo jest na krawędzi upadku jest już dobrze znany. To, że polski rząd od 8 lat nic konkretnego w tej sprawie nie zrobił – również. Minister Bieńkowska chcąc udać się z wizytą do Ministerstwa Gospodarki, przeżyła chyba „lekkie” rozczarowanie. Bo właśnie w tam balanga! Wódka się leje, słowem:
„Jedzą, piją, lulki palą,
Tańce, hulanka, swawola;
Ledwie karczmy nie rozwalą…”
A cytując samą panią Komisarz: „Prawda jest taka, że właściciel, czyli Ministerstwo Gospodarki, generalnie w dupie miało całe górnictwo przez całe siedem lat. Były pieniądze, a oni, wiesz, pili, lulki palili, swoich ludzi poobstawiali, sam wiesz, ile zarabiali i nagle pierdyknęło.”
Tak się ta nasza polska polityka kołem toczy. A problem jest chyba w tym, że tego koła już się nie da zatrzymać, „je trzeba roztrzaskać”. Czasami rozwiązania radykalne mogą przynieść najbardziej widoczne efekty, a to, że w stajni trzeba zrobić porządek, już chyba wszyscy wiedzą! Pani Bieńkowskiej życzymy powodzenia w dalszym mówieniu prawdy, nawet w tak radykalny sposób.