Sezon 2015/2016 w biegach narciarskich zakończył się już na dobre. Czas więc na pierwsze podsumowanie tej zimy. Puchar Świata zdominowała Therese Johaug, która jednak musiała walczyć z silnymi koleżankami z reprezentacjami. Dla Justyny Kowalczyk to sezon powrotu, dający nam nadzieję, że na MŚ w Lahti w 2017 roku może być medalowo.
Sezon 2015/2016 wystartował 27 listopada – zapowiadało się optymistycznie – mówiło się nawet o miejscu na podium dla Justyny Kowalczyk. Jednak tak nie było, bo choroba przyplątała się w najmniej oczekiwanym momencie. Organizm był osłabiony gorączką i bólem – Justyna jednak awansowała do ćwierćfinału, ale w 1/8 finału niestety odpadła. Jednak czy mogło być inaczej? Polka mogła odpuścić weekend w Kuusamo i wyzdrowieć do końca, ale zrobiła tak, jak już nas przyzwyczaiła – biegła wbrew wszystkiemu.
Oczywiście sezon dla Justyny nie był wymarzonym. Ba! Przeciętny kibic może powiedzieć, że był „słabiutki”… Przecież Justyna MUSI być na podium. Nie, Polka nic już nie musi, i czas najwyższy to zrozumieć. Jednak Kowalczyk wie, w czym tkwi problem, czemu w środku sezonu miała dosyć po dwóch kilometrach… Odpowiedź jest jasna: przepracowała się… Nabierała świeżości – tej, którą powinna już nabyć w grudniu, dopiero w marcu. To jest po prostu efekt zmęczenia ciężkimi treningami. Nasza reprezentantka trenowała w pocie czoła od maja do listopada – mimo iż trener Aleksander Wierietielny namawiał do przystopowania. Ona po prostu chciała wrócić, tak mocno tego pragnęła, że przedobrzyła. Zdarza się. Po to są sezony bez imprezy głównej, by móc eksperymentować, popełniać błędy. Jestem przekonana, że do MŚ w Lahti, które czekają nas za rok, polski zespół wyciągnie wnioski i będzie o niebo lepiej. W poniedziałkowym felietonie Justyna napisała takie jedno zdanie, które bardzo utkwiło mi w pamięci. Napisała, że sportowiec nie uczy się na sukcesach, a na porażkach… Trudno się z tym nie zgodzić. Teraz – mimo iż PŚ dobiegł końca – Justyna nie jedzie na piękną plażę, ma w planach kolejne starty. Przed nią jeszcze maratony oraz start w mistrzostwach Polski.
Kryształowa kula po raz kolejny została w Norwegii – trafiła w ręce Therese Johaug, która pokazała klasę na narciarskich trasach. Pomimo tego, iż wiele biegów kończyła na pierwszym miejscu z olbrzymią przewagą, nie można też powiedzieć, że kompletnie nie miała rywalek. Ze słynną „maszynką do szycia” kilka razy wygrała Oestberg, a na koniec sezonu dorównywała jej kroku Heidi Weng. A i o objawieniach sezonu możemy powiedzieć – sport nie lubi próżni. Świetnie pokazywała się Szwajcarka Nathalie von Siebenthal i Austriaczka TeresaStadlober.
Sezon 2016/2017 to jak już wcześniej pisałam głównie mistrzostwa świata w fińskim Lahti. Nam pozostaje już tylko odliczanie dni do przyszłorocznej karawany Pucharu Świata. Oby Justyna wróciła tam, gdzie jej miejsce, wtedy wszystko będzie grało. A i Bjoergen, która nie tylko już biega, ale także opiekuje się synkiem, wraca na pucharowe zawody. Na pewno będzie jak zwykle ciekawie.
źródło zdjęcia: eurosport.onet.pl