Sprzedał żonę, zdradzał, prawie zabił syna – mimo tego był uważany za bohatera. Dalsze losy postaci otaczających biblijnego Abrahama w świecie praktycznie współczesnym. Musical’owo.
Od 26 – 28 lutego mieliśmy okazję dowiedzieć się więcej o Abramie. Właściwie każdy zna tą część Biblii – ojciec, który, dostając polecenie od Boga, próbuje złożyć w ofierze synka Izaaka. Lecz kim był on wcześniej? I jacy byli ludzie wokół niego? Co oni sądzą, czego chcą po jego śmierci?
Sztuka przedstawia zbiór retrospekcji – wspomnień ludzi po zmarłym Abrahamie. Uważanego za ojca wiary, wspaniałego i silnego. Przynajmniej przez większość.
Najpierw widzimy kłótnię znajomych, rodziny i sąsiadów nieboszczyka, czekających na spadek, co jest przepięknie przedstawione dość zabawną piosenką. Niestety, okazuje się, że jedyną pozostałością po zmarłym jest jego płaszcz i kapelusz. I tak zaczynamy historię – kolejne postacie wkładają ubranie, imitując Abrahama.
Słyszymy na przykład o tym, jak Abram dostał wiadomość od Boga. Zabrał żonę i przyjaciół, wybrał się do Kanaan (wędrówka ta jest przedstawiona w formie piosenki uzupełnionej żywą choreografią). Błądząc po pustkowiu w poszukiwaniu wody bohater decyduje się na postój w Egipcie. Tam, w zamian za gościnę, faraon żąda jednej kobiety do swojego haremu. Wybór pada na Saraj, żonę Abrama. I co mówi mężczyzna? ,,To moja siostra.” I tak, nie przyznając się do żony, trafia ona w łapy palącego cygara, ubranego w hawajską koszulę władcy (tak, naprawdę i złoty łańcuch na szyi też występował).
Tutaj bohaterowie czczący Abrahama zaczynają mieć wątpliwości co do jego prawdziwej natury. Ale wciąż wolą wierzyć w ładną bajkę niż okrutną prawdę. Słowa płyną dalej, opowieści trwają.
Słyszymy o tym, jak Abraham krzyczy na kupca, nazywając go oszustem, gdy ten podaje cenę jedzenia. Bo jest zmęczony, jego ludzie głodni. Wątpi. Uczciwy kupiec zaś mówi potem swej córce, będącej świadkiem zdarzenia, by nie chowała urazy do mężczyzny – ma prawo być wyczerpanym. Ojciec chce, by dziewczynie zostały tylko dobre wspomnienia, co jest prawdopodobnie metaforą ruszania naprzód po trudnych chwilach. Ukazuje też wartość dobra i empatii.
Później widzimy spalenie Sodomy i Gomory. Lot jest bratankiem Abrahama, więc bohater próbuje ubłagać anioły, by uratowały go wraz z rodziną. Zotsaje on wyprowadzony z miasta wraz z żoną, co jest ukazane w formie mrocznego tańca, skąpanego w czerwonym świetle. Cała scena jest bardzo klimatyczna i dość przerażająca.
Na koniec Izaak opowiada młodszemu bratu, Izmaelowi o pamiętnej nocy na górze Moria. Imitując swego ojca, ciągnie Izmaela (grającego dziesięcioletniego Izaaka), krzycząc na niego. Towarzyszy im anioł, powtarzając wciąż ,,byłem tam”. Szczerze mówiąc, była to smutna i wzruszająca scena, która poruszyła mnie najbardziej w całym spektaklu.
Końca retrospekcji cudownie dopełnia piosenka o tym, iż każdy ma swoją drogę.
Sadzę, że to niezwykły spektakl, ukazujący ludzkie błędy, wzloty i upadki. I choć tematykę ma poważną, momentami jest właściwie zabawny. Aktorzy spisali się znakomicie i przyznam się, że byłam zdziwiona ich niesamowitymi głosami – poziom niezwykle wysoki. To było moje pierwsze spotkanie z Teatrem ITP i jestem absolutnie pewna, że zobaczę ich wspaniałą grę oraz wręcz Broadway’owskie wykonanie piosenek (tak, jestem zachwycona!) jeszcze wiele razy. 🙂
Jeśli kiedyś będziecie mogli pójść na Morię (nawet jeśli nie przepadacie za biblijnymi tematami) lub zobaczyć Teatr ITP, skorzystajcie z okazji. Warto.