Na myśl o Rafale Majce, na usta ciśnie się wręcz legendarny tekst ”cudowne dziecko dwóch pedałów”, mojego dziennikarskiego autorytetu – Bohdana Tomaszewskiego. Jedak ze względu na to, że żyjemy w czasach polityczno-społecznej poprawności i nie chcę zostać oskarżony o jakieś fobie, nazwę go po prostu chłopakiem na brązowym rowerze. Oczywiście ze względu na kruszec jego pierwszego olimpijskiego medalu, który zdobył w Rio de Janeiro.
Mistrz z Zegartowic
Rafał Majka urodził się w 1989 roku w małych Zegartowicach. W wieku czternastu lat jego talent do kolarstwa został zauważony przez trenera Zbigniewa Klęka. Podczas corocznego naboru odbywającego się pod Myślenicami trener Klęk zachwycił się nastolatkiem i dzięki temu Majka trafił do klubu Krakus Swoszowice. Tak właśnie zaczęła się kariera brązowego medalisty olimpijskiego. Pierwszy duży sukces zaliczył jako osiemnastolatek, kiedy to wygrał piąty etap Juniorskiego Wyścigu Pokoju, w którym w tyle zostawił między innymi Michała Kwiatkowskiego. Ostatecznie w klasyfikacji generalnej tego wyścigu zajął solidne szóste miejsce.
Zauważony przez mistrza
Przełomowy okazał się rok 2011. Rafał Majka został zaproszony na treningi przez drużynę Saxo Bank-Sungard, która odbywała zgrupowanie na Majorce. Kolarze duńskiej grupy pokonywali jedno z najtrudniejszych wzniesień na hiszpańskiej wyspie, a przewodził im sam Alberto Contador. Hiszpan podkręcał tempo i co chwila jeden z jego kolegów odpadał z walki. Pod koniec etapu zobaczył zaskoczony, że tuż za nim znajduje się chłopak w innej koszulce. Od razu po pokonaniu wzniesienia Contador udał się do kierownictwa drużyny, by dowiedzieć się nieco więcej o zaskakującym młodzieńcu. Gdy dowiedział się, że jest to testowany kolarz, od razu powiedział włodarzom, żeby jak najszybciej go zatrudnili. Podobno określił go mianem niesamowitego. Niedługo później jego sugestia została spełniona i Rafał Majka został zawodowym kolarzem ekipy Saxo Bank. Jeszcze w tym samym roku Bjarne Riss – właściciel duńskiej ekipy ogłosił, że liderem drużyny podczas Giro d’Italia zostanie właśnie młody Polak. Dziennikarze nie wiedzieli za bardzo, o kogo chodzi, a niektórzy traktowali to oświadczenie jako żart byłego duńskiego kolarza. Niestety do startu w wyścigu dookoła Włoch nie doszło, gdyż Rafał doznał poważnej kontuzji podczas Tirreno-Adriatico. Jednak duńska ekipa rok później znów postanowiła mianować go liderem na włoski klasyk. Podbudowany Majka zaliczył bardzo udany wyścig i zajął fenomenalne siódme miejsce w klasyfikacji generalnej, debiutując w Giro.
Król francuskich gór
19 lipca 2014 roku jako drugi Polak w historii wygrał etap największego wyścigu, czyli Tour de France. Cztery dni później powtórzył swój sukces i okazał się najlepszy na 17. etapie Wielkiej Pętli. Następnego dnia zapewnił sobie koszulkę najlepszego górala, czyli zwycięzcy klasyfikacji górskiej TdF. Jako pierwszy kolarz znad Wisły w historii wygrał jedną z klasyfikacji francuskiego wyścigu. Rok później nie udało mu się obronić koszulki, lecz wygrał jeden z etapów, a dokładnie jedenasty z Pau do Cauterets-Vallee de Saint-Savin. W tym roku Rafał ponownie potwierdził, że jest królem francuskich gór i podjazdów i wygrał klasyfikację górską. Był to wielki sukces, który zwiastował dobrą formę naszego najlepszego kolarza przed zbliżającymi się wówczas wielkimi krokami igrzyskami olimpijskimi.
”Złota nie ma, ale też jest zaje…”
Ten tekst z kultowego polskiego filmu ”Chłopaki nie płaczą” idealnie wpasowuje się w sukces Rafała odniesiony podczas odbywających się igrzysk olimpijskich. Schowany w peletonie Majka na ostatniej pętli ruszył za uciekającymi, wśród których znajdował się Michał Kwiatkowski. Razem z Majką ruszyło dziewięciu innych kolarzy, którzy dogonili uciekinierów i sami im odjechali. Przy ostatnim podjeździe zostało trzech: Majka, Henao i Nibali, którzy zmierzyli się z trudnym zjazdem. Towarzysze Polaka upadli, a ten ruszył w samotną ucieczkę ku złotemu medalowi. W pogoni za nim ruszyli Van Avermaet oraz Fulsgang. Rafał dzielnie walczył, by nie zostać dogonionym, ale półtora kilometra przed metą został doścignięty. Zacięcie walczył z nimi na finiszu, lecz musiał odpuścić, gdyż ucieczka sporo go kosztowała. Tym samym dojechał na metę jako trzeci, wznosząc do góry ręce, gdyż to naprawdę wielki sukces nie tylko kolarstwa, ale ogólnie polskiego sportu. Półtora kilometra dzieliło go od złotego medalu, ale olimpijski brąz smakuje równie doskonale. Rafał Majka zaliczył wielki wyścig, w czym pomogła mu drużyna i otworzył, miejmy nadzieję, medalowy worek dla reprezentacji Polski. Na brązowym rowerze wjechał do historii sportu. Złota nie ma, ale też jest zaje… bardzo fajnie.