Początek wakacji to bez wątpienia wesoły czas w życiu każdego nastolatka i… nie tylko nastolatka. Tak naprawdę wszyscy chcemy jakoś wyjątkowo przeżyć ten ostatni dzień roku szkolnego i po prostu – dobrze się bawić.
Tarnowianom dobrą zabawę w tych dniach zapewniają dodatkowo obchody święta miasta, tzw. „Zdearzeń”. W tym roku, jak zwykle, zaproponowano mieszkańcom kilka ciekawych form spędzania czasu. Ale jak to konkretnie wyglądało tego jedynego, wyjątkowego dnia, czyli 26. czerwca, w dzień zakończenia roku szkolnego?
Na początek warto zauważyć, że wszystkie wydarzenia miały na pewno choć jeden element wspólny – muzykę. Właśnie dzięki muzyce, bawiliśmy się w Parku Strzeleckim, gdzie odbyła się potańcówka. Niewątpliwie, warto było to zobaczyć na własne oczy… Wreszcie w naszym mieście „tańczyć każdy mógł”. Zmierzając na rynek minąć można było obecny na ulicy Wałowej – kolorowy jarmark galicyjski. A dlaczego właśnie na rynek warto było iść? Gdyż tam właśnie zaplanowano koncert. I mimo nieco przerażającego, metalowego płotu, odgradzającego teren zabawy; po początkowych trudnościach, wielu znalazło w sobie na tyle odwagi, aby w końcu wejść za mur i stać się częścią imprezy masowej. Tam już, pod czujnym okiem panów z ochrony, każdy mógł czuć się bezpieczny. I tak koncert wreszcie się zaczął. Na dobry początek słuchaliśmy kilku występów z tarnowskiej szkoły muzyków rockowych. Po minach publiczności można było wywnioskować, że przygotowane piosenki jak najbardziej się podobały; aczkolwiek pewnie spora część publiczności (tak jak choćby ja), porównując się z wykonawcami ze sceny, z przykrością doszła też do wniosku, że jednak w rzeczywistości śpiewa gorzej niż myślała jeszcze kilka chwil wcześniej. Po muzykach rockowych przed publicznością ukazała się Katarzyna Nosowska. Ta wokalistka od razu podbiła serca słuchaczy. Jej szczerych słów, pięknego głosu, lekko nieobecnego spojrzenia i oczywiście – boskiego kimona, po prostu nie dało się nie kochać. I tak cały rynek zaczął falować ukojony muzyką płynącą ze sceny. Ale nie skończyło się na falowaniu. Zaczęły się podskoki, podrygi i wszelkiego rodzaju (a pozwolę sobie użyć tego kolokwializmu) „dzikie” figury taneczne. Wtedy już w Tarnowie wszystkim stało się wiadome, że „śpiewać i tańczyć każdy mógł”. A po koncercie do ugaszenia pozostało już tylko jedno pragnienie – pragnienie uzupełnienia płynów, które już każdy zaspokoił według własnych preferencji. Ja jednak polecam wodę.
A na koniec jednozdaniowe podsumowanie: z pewnością pierwszy wakacyjny wieczór można zaliczyć do udanych.