Jedenaścioro uczniów słupskiego Ekonomika miało okazję wyjechać na tygodniową wymianę zagraniczną do Turcji. W ramach projektu ”Experience Europe” przez siedem dni mieszkali u stambulskich rodzin. W gronie tych szczęśliwców znalazłem się również ja i w tym oto felietonie postaram się przedstawić, jak wygląda codziennie życie na krańcu Europy.
Po pierwsze: inny klimat, bo przecież Stambuł znajduje się w strefie klimatu podzwrotnikowego. Zmianę dało odczuć się już po wylądowaniu na lotnisku Sabiha-Gokcen, w azjatyckiej części miasta. Żar lejący się z nieba i wysoka wilgotność nie były zbyt komfortowymi warunkami, ale na pewno przyjemniejszymi niż niedzielny deszcz, który totalnie zaskoczył przybyszów z centralnej Europy. Pogoda była tak zmienna, że jednego dnia najpierw obficie padał deszcz, a później rozpieszczało nas słońce podczas rejsu wodami Bosforu.
Jednak większą odmianą dla nas, w sumie najbardziej widoczną w codziennym życiu jest kultura. Oczywiście Turcja, mimo że jest oficjalnie państwem świeckim, to każdy dobrze wie, że jest to jednak państwo islamskie. Od razu w oczy rzuciły się meczety, które wydawały się być wszędzie, a ich minarety dumnie wyrastały ponad budynki mieszkalne. Łącznie w Stambule znajduje się ponad dwa i pół tysiąca czynnych meczetów. Już pierwszej nocy ta imponująca liczba dała mi się we znaki, ponieważ o piątej nad ranem obudziłem się przez śpiew z głośników meczetów zlokalizowanych w pobliżu domu. Echo nawoływania do modlitwy, niosącego się z głośników meczetów było tak głośne, że brzmiało, jakby ktoś śpiewał w moim pokoju. Oryginalny budzik, ale trzeba było się przyzwyczaić, bo ”śpiewające meczety” towarzyszyły mi przez cały tydzień i pięć razy na dobę nawoływały do modlitwy. Niecodziennym widokiem były również muzułmańskie kobiety, których zdecydowanie większa część miała na głowie chusty, a u niektórych widoczne były jedynie piękne, brązowe oczy. Z kobietami, jak z meczetami, trzeba było się przyzwyczaić i po jakichś dwóch dniach ten widok był dla mnie po prostu normalny. Natomiast nie mogłem zrozumieć czegoś innego związanego z kobietami. Już podczas pierwszej kolacji nie zasiadły z nami przy jednym stole, ale jedynie przygotowywały jedzenie, podawały do stołu i dolewały herbaty. Pierwszy posiłek przy jednym stole z nimi w islamskim domu zjadłem dopiero w środę, kiedy to odwiedziliśmy młode kuzynki mojego hosta. Mimo, że było widać dużą różnicę obyczajową w tureckim domu, to żyło mi się tam dobrze. Dlaczego? A dlatego, że muzułmanie to bardzo gościnni i mili ludzie. Każdego dnia spotykałem się z wielką troską z ich strony i już teraz wiem, że wszystkie negatywne opinie o wyznawcach islamu są totalną bzdurą. Przed wyjazdem słyszałem, że lepiej nie poruszać u nich tematu religii, ale okazało się to nieprawdą. Podczas jednego z obiadów odbyła się kulturalna i pełna szacunku rozmowa o religiach i różnicach między Chrześcijaństwem a Islamem. Muzułmańską gościnność można poczuć również podczas posiłków. Nie dość, że gotują smacznie, to jeszcze bardzo syto i nie było dnia, w którym się nie najadłem. Do gustu przypadła mi turecka herbata, podawana w intrygujących, małych szklaneczkach. Bardzo dobra była również kawa, która jest bardzo mocna, ale z mlekiem smakuje wyśmienicie. Turecka kuchnia ogólnie różni się bardzo od polskiej, wiele dań jadłem po raz pierwszy, ale wszystko jest jak najbardziej „zjadliwe” i generalnie smaczne.
W Stambule bardzo spodobało mi się manifestowanie swojej narodowości przez ludność turecką. Tysiące flag zwisało na fasadach budynków lub powiewało na masztach. W wielu miejscach można było zobaczyć również wielkie wizerunki ojca Republiki Tureckiej, czyli Mustafy Kemala Ataturka, który dumnie kierował wzrok ku niebu. Trochę trąciło komunizmem, ale z całą pewnością ten wielki człowiek zasługuję na szczególną pamięć, bo to w końcu dzięki niemu Turcy mają swoje państwo. Akurat złożyło się tak, że 23 Nisan (czyli kwiecień) to tureckie święto niepodległości. W tym dniu byłem świadkiem uroczystości na wyspach Adalar, gdzie mogłem posłuchać patriotycznego śpiewu męskiego chóru.
Stambuł to ogromna metropolia i poruszanie się po nim nie było łatwym zadaniem. Mieszkałem w dzielnicy Okmeydani, więc do szkoły położonej w Sariyer czekała mnie długa podróż z przesiadką. Najpierw krótki spacer na przystanek metrobusa. Nawiasem mówiąc, metrobusy to bardzo wygodne rozwiązanie, bo łatwo dostać się do głównych stacji metra. Jedynym problemem był „ścisk”, bo taki pojazd przewoził około dwieście osób i było mimowolne przytulanie. Po wyjściu z niego wchodziło się do podziemia, gdzie obok „przewijały się” tysiące ludzi. Mimo to, metro było bardzo wygodnym i co ważniejsze szybkim środkiem transportu. Infrastruktura w Stambule jest tak dobrze zorganizowana i zaplanowana, że nie miałbym żadnego problemu z dotarciem do szkoły samemu.
Co do samej szkoły, to bardzo mnie zaskoczyła. Mustafa Kemal Anadol Ogretmen Lisesi to szkoła prywatna, ale wizualnie odstawała znacznie od polskich szkół. Mimo, że w każdej klasie była nowoczesna tablica multimedialna, to nie pasowała ona do ławek z zeszłego wieku i dość obskurnego wyglądu sali. Przypadła mi do gustu natomiast lekcja wychowania fizycznego, ponieważ ciekawie wyglądała gimnastyka na świeżym powietrzu oraz gry zespołowe na małych boiskach. Bardzo rozbawił mnie dzwonek, który nie był klasycznym dźwiękiem znanym w wielu krajach, tylko po prostu orientalną, kilkusekundową muzyczką. Ta szkoła miała po prostu swój indywidualny klimat, który dało się odczuć uczęszczając tam przez pięć dni.
Podsumowując: mogę zapewnić, że mimo znacznych różnic i szoku kulturowego, był to niesamowity tydzień. Podróże kształcą i dają inne spojrzenie na świat. Dzięki tej wizycie mam inne podejście do muzułmanów, którzy są naprawdę wspaniałymi ludźmi, a zła opinia to tylko stereotypy rozpowszechnione przez zachodnią część świata. Spotkałem się z bardzo ciepłym przyjęciem przez całą rodzinę (a poznałem około trzydziestu jej członków) i wielką troską z ich strony. Stambuł to piękne miejsce, które mimo tłoku i szybkiego życia jest niesamowitym miastem. Miastem, które łączy tradycyjność z nowoczesnością, co daje mu wyjątkowy charakter. Wizyta w nim była niesamowitą przygodą i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś tam wrócę.