W życiu każdego z nas nadchodzi wreszcie taki moment, kiedy to chcemy spróbować swoich sił w jeździe samochodem. Częściej jednak taką inicjatywę wykazują mężczyźni niż kobiety, ale nic w tym dziwnego, to my jesteśmy fanami dobrej adrenaliny.
Kolejnym argumentem przemawiającym za zapisaniem się na jakiś kurs prawa jazdy, jest fakt posiadania + 10 szacunku na „dzielni” za właśnie taki dokument, a jeżeli będziemy mieli swój własny samochód, to już w ogóle.
Pierwsze wrażenia związane z nauką jazdy są porównywalne do tych obecnych na lekcji matematyki, kiedy to nauczyciel omawia geometrię. Tak właśnie rozpoczyna się teoria. Siedzimy w ławkach i słuchamy rzeczy bardziej niż oczywistych na tematy związane z ruchem i zasadami, jakie w nim obowiązują. Jeżeli nie zaśniesz, to może nawet dowiesz się czegoś nowego.
Kiedy teoria dobiega końca, czas zapisać się na jazdy. To jest ten moment, na który wszyscy czekają. Po umówieniu się w konkretnym miejscu i przybyciu na określoną godzinę zauważamy popularną „Elkę”. Po wypełnieniu jakichś formalności instruktor ma 2 opcje. Pierwsza z nich to taka, że on zawozi nas na plac manewrowy i tam zaczyna tłumaczyć regulamin i podstawowe czynności, takie jak ustawianie fotela, lusterek itd. Druga opcja jest bardziej dla tych, którzy „nie owijają w bawełnę”, czyli instruktor siada na fotelu pasażera, a my mamy za zadanie dojechać do placu. W moim przypadku była ta druga opcja, na początku nie byłem pewien tej decyzji, ale okazało się, że całkiem nieźle sobie poradziłem. Obojętnie jak dostaliście się na plac, nie ma co się łudzić i tak większość pierwszych lekcji spędzicie właśnie na nim. Po nauczeniu się elementów samochodu takich jak światła, lusterka i ogólnej zasady jego działania zaczniecie praktykować „puszczanie” sprzęgła. Po pewnym czasie stawicie czoła potocznie zwanemu „rękawowi” i ruszaniu ze wzniesienia.
W końcu nadchodzi ta chwila i ruszamy na miasto. Nie jesteśmy zbyt mile widziani na drodze z kilku prostych przyczyn: nie umiemy jeździć, nie umiemy jeździć i tak, nie umiemy jeździć. Niektórych zachowań kierowców możemy się domyślić, w porównaniu do kursantów, którzy są nieprzewidywalni w każdym ich ruchu. Dodatkowo jadąc te 40 km/h, nieźle zwalniamy ruch na drodze, którą się poruszamy, choć sami czujemy się jak Kubica na ostatniej prostej. Kiedy jeździłem „Elką”, wydawało mi się, że jestem jedynym na drodze, który rzeczywiście przestrzega przepisów, ale miejmy nadzieję, że to tylko moje wymysły.
Po pewnym czasie nauczymy się już całej mechaniki i będzie szło nam coraz lepiej. Każdy pomyśli: „Tak! Potrafię jeździć!”. Uwierzcie mi, może znacie podstawy, ale człowiek jazdy uczy się całe życie.
Po wyjeżdżeniu 30 godzin zostaje „tylko” zdać zarówno egzamin teoretyczny, jak i praktyczny. Jeżeli łut szczęścia będzie po naszej stronie to zdamy oba za pierwszym razem. Po otrzymaniu pozytywnej oceny wystarczy poczekać około tygodnia na dokument. Tak zaczyna się nasza przygoda kierowcy ze światem pełnym krętych i niebezpiecznych dróg.