Za nami pełna emocji olimpijska sobota. Najważniejszym wydarzeniem z punktu widzenia polskiego kibica był oczywiście występ Piotra Małachowskiego, który po raz drugi w swojej bogatej karierze stanął na olimpijskim podium. W nocy mogliśmy obejrzeć kolejny thriller w reżyserii polskich szczypiornistów, a także emocjonować się zmaganiami naszych biegaczy. Niestety uchował się tylko jeden z nich. Za to na olimpijskim basenie swoją legendę rozbudowuje Michael Phelps.
Srebrny dysk z nutką niedosytu
Gdy na Igrzyska Olimpijskie przyjeżdża aktualny mistrz świata i Europy, naturalnie staje się głównym kandydatem do najcenniejszego złota. Tak było również w przypadku Piotrka Małachowskiego, który po złocie w Pekinie oraz Amsterdamie, miał dodać do kolekcji złoto z najważniejszej imprezy. Wszystko szło w jak najlepszym kierunku, gdyż już w eliminacjach odpadł Robert Harting, czyli mistrz olimpijski sprzed czterech lat. Wydawało się, że już nikt nie jest w stanie zatrzymać srebrnego medalisty olimpijskiego z Pekinu. Tak układał się również sobotni konkurs, w którym po pięciu kolejkach spokojnie prowadził i miał ponad metrową przewagę nad drugim – Christophem Hartingiem. Wtedy Niemiec, notabene młodszy brat wspomnianego wcześniej Roberta wszedł do koła, by oddać ostatni rzut. Właśnie ten rzut dzielił nas od olimpijskiego złota. Niemiec maksymalnie się skupił i rzucił dysk na odległość 68 metrów i 37 centymetrów. Szok i niedowierzanie. Małachowski miał za chwilę oddać rzut honorowy, ale musiał wejść do koła, by walczyć o utracone przed chwilą złoto. Nie udało się Rzucił na odległość 65 metrów i 38 centymetrów i został drugi raz w karierze wicemistrzem olimpijskim. Po ostatnim rzucie byliśmy świadkami przejmującego gestu ze strony naszego dyskobola, który odwrócił się do kamery i powiedział ”przepraszam”. Jednak zdecydowanie nie ma za co przepraszać, gdyż przecież srebro to także ogromny sukces i cała Polska jest dumna. Pozostaje może mała nutka niedosytu, gdyż znów był blisko olimpijskiego złota, ale Piotr Małachowski jest idealnym przykładem zawodnika, o którym można powiedzieć, że nie ma złota, ale jest mistrzem.
Thriller z happy endem, czyli kolejny mecz szczypiornistów
Polscy piłkarze ręczni wygrali kolejny mecz o wszystko. Po porażkach z Brazylią i Niemcami oraz po wygranej z Egiptem, dołożyli zwycięstwo ze Szwecją. Oczywiście jak na polskich szczypiornistów przystało, zaserwowali nam kolejny sportowy thriller. Przez większość meczu prowadzili, ale w pewnym momencie Szwedzi strzelili pięć bramek z rzędu i objęli prowadzenie 18:15. Ostatecznie jednak Polacy okazali się lepsi w nerwowej końcówce i wygrali minimalnie 25:24. Nie liczy się styl, bo Polacy nie pokazali dobrej piłki ręcznej, lecz wynik, który sprawił, że Polacy uczynili ogromny krok do ćwierćfinału. W ostatnim meczu Polacy zmierzą się ze Słowenią, a stawką będzie awans do ćwierćfinału z jak najlepszego miejsca. Cieszy fakt, że pomimo dwóch początkowych porażek, Polacy podnieśli się i nadal są naprawdę dużą nadzieją medalową.
Na 800 metrów tylko Lewandowski
Adam Kszczot – najpoważniejszy kandydat na białego mistrza olimpijskiego w biegu na 800 metrów. Niestety z olimpiadą pożegnał się już w półfinale. Co prawda zaliczył dobry bieg, ale w samej końcówce osłabł i dał się wyprzedzić Amerykanowi, tracąc drugie miejsce. Mógł jeszcze awansować z trzeciego miejsca dzięki czasowi, ale do finału zabrakło mu … 0,05 sekundy. Z trzeciego miejsca awansował za to Marcin Lewandowski, który właśnie zanotował najlepszy czas wśród zawodników z trzeciego miejsca i to on będzie walczył z najlepszymi w finale. Miejmy nadzieję, że jak nie Kszczot, to właśnie Lewandowski powalczy o medal, który będzie niesamowitym sukcesem dla polskiego biegacza.
Phelps ozłocony po raz 23
Chciałem napisać, że Michael Phelps cały czas wchodzi do historii sportu, ale bardziej trafne jest stwierdzenie, że on już tą historią jest. Historia ta właśnie została rozbudowana o 23 rozdział, czyli kolejny złoty olimpijski medal. Wczoraj na basenie w Rio Amerykańska sztafeta okazała się najlepsza w konkurencji 4×100 metrów stylem zmiennym. Nie mogło w niej zabraknąć oczywiście żywej legendy pływackiej kadry. Phelps zwycięstwem w sztafecie zgarnął już pięć złotych krążków w samej Brazylii. Swoje żniwa zaczął dwanaście lat temu w Atenach, kiedy to sześć razy stanął na najwyższym stopniu podium. W Pekinie przeszedł do historii, gdyż dołożył osiem złotych medali, a w Londynie zaczął już tworzyć tą historię, gdyż cztery razy sięgnął po najcenniejszy kruszec. Teraz w Brazylii tylko śrubuje rekord najbardziej utytułowanego olimpijczyka w historii i nie zapowiada się, by ktoś w najbliższej historii mógł mu dorównać.