Piątkowy wieczór w Tarnowie. Dochodzi godzina 20. Na scenie staje kobieta w kolorowej, wzorzystej kreacji z klasycznym koczkiem na głowie. Powitana zostaje wrzawą i burzą oklasków. Publiczność wyczekiwała jej niemalże od godziny.
Pierwsze rzędy z ciekawością zaglądały za kulisy, gdzie można było dojrzeć, jak przed występem pozwala sobie na papierosa. Teraz stanęła przed nimi. Katarzyna Nosowska – we własnej osobie. Została zaproszona, jako gwiazda wieczoru na tegoroczne Święto Miasta. Jej występ zamykał tarnowskie wydarzenia w piątkowy wieczór i był jak zawsze – absolutnie fenomenalny. Kasia przeniosła publiczność w swój własny, muzyczny świat złożony z magicznych dźwięków, porywających tekstów i emocji, które piosenkarka doskonale potrafi oddać za pomocą głosu, mimiki twarzy i mowy ciała. Słyszy w sobie muzykę, którą śpiewa i wyraża ją całą swoją osobą, poprzez każdy subtelny ruch, grymas twarzy, wygięcie ciała. Pod sceną z czasem zbierało się coraz więcej zaciekawionych ludzi. Z początku na ich twarzach malowało się zdziwienie, czuli się onieśmieleni, nie znając większości tekstów.
Wielu kojarzyło Katarzynę Nosowską z zespołem Hey, którego jest wokalistką, lecz tym razem wystąpiła z innym składem. Ze sceny zabrzmiały piosenki z solowej płyty Kasi z tekstami Agnieszki Osieckiej. Nie są to dźwięki, które można usłyszeć w radio, do nich trzeba dotrzeć. Opowiadają o smutku i szczęściu, o pytaniach, na które nie ma odpowiedzi, o miłości, zazdrości i codzienności, o tajemnicy i lęku. Niektórzy nazywają Nosowską współczesną Osiecką. Myślę, że sporo w tym prawdy. Obie kobiety odznaczają się wielką charyzmą, nieprzeciętną osobowością i wielkim pragnieniem zrozumienia życia, refleksji nad nim i zatrzymania się w jego zawiłym pędzie. Nosowska dzisiaj, zupełnie tak, jak kiedyś Osiecka szuka w brudzie i paskudztwie świata piękna… i znajduje je, a potem dzieli się nim w swojej muzyce. Byłam, widziałam i odczułam. Z uwagą obserwowałam każdą rysę twarzy piosenkarki, która wykrzywiała się w grymasie bólu, bądź ogromnej radości. Każde słowo, wyśpiewywane w nocne powietrze niosło pewną emocję, każda piosenka opowiadała jakąś historię. Mocne kawałki rockowe przeplatały się z elektronicznymi dźwiękami. Był czas, by się świetnie bawić skacząc pod sceną do utraty tchu i klaszcząc w dłonie, aby zaraz potem wsłuchiwać się w smutne dźwięki prawdy o życiu, świecie i ludziach, by odpłynąć i kołysząc się lekko, to w lewo, to w prawo brać to, co Kasia przekazywała całą swoją nietuzinkową ekspresją.. Energia i ciepło wokalistki ujmowało kolejne serca. Niewiele słów piosenkarka skierowała do publiczności tłumacząc się pewnego rodzaju nieśmiałością sceniczną, lecz widoczne było jej wzruszenie i szczerość, kiedy pomiędzy kolejnymi piosenkami dawało się słyszeć jej ciche, pełne radości „Dziękujemy ślicznie”. W tych słowach zawierało się wszystko. Kasia na piątkowym koncercie wzruszyła i tarnowską publiczność. Pozostawiła nas w swoim niesamowitym świecie, z wirującymi uczuciami i emocjami, pośród słów, które w magiczny sposób dotknęły wielu serc, wśród dźwięków, które jeszcze długo rozbrzmiewały w głowach… i w duszach.