„Najważniejsze to mieć coś, co trzyma nas przy życiu, nawet jeśli nazywasz to piłką i kawałkiem siatki.” Siatkówka jest fascynującym sportem, a siatkarze to świadomi celu wytrwali mężczyźni, których główne zalety to pasja i determinacja.
W swoim dzisiejszym artykule chciałabym przedstawić sylwetkę studenta II roku filologii polskiej (spec. edukacja medialna i dziennikarska) – Krzysztofa Przybylskiego, który oprócz studiowania na wymarzonym kierunku realizuje również swoje pasje, z których największą jest siatkówka.
Zapraszam do przeczytania krótkiej rozmowy z młodym i zdolnym siatkarzem.
Jak zaczęła się Twoja przygoda z siatkówką?
Moja przygoda z siatkówką rozpoczęła się w 1 gimnazjum, zachęcił mnie kolega. Zawsze stawiam sobie cele trudne, gdzie realizacja ich kosztuje mnie trochę czasu, jakoś daje mi to energię, siłę by wstać z łóżka i starać się być coraz lepszym. Pierwszy trening nie był łatwy, właściwie żaden nie był, ale jakoś dałem radę.
Jak ważną rolę odgrywa siatkówka w Twoim życiu?
Siatkówkę stawiam na pierwszym miejscu. Nawet wchodząc w związki mówię dziewczynom, że nigdy z tego nie zrezygnuję i siatkówka zawsze będzie dla mnie najważniejsza, śmiejąc się, że one jedynie mogą dzielić miejsce na najwyższym stopniu podium.
Na jakiej pozycji grasz?
Jestem przyjmującym, chociaż zdarzało mi się grać na ataku, lub libero.
Czy oprócz siatkówki uprawiasz jakieś inne sporty?
W tym momencie raczej nie. Kiedyś trenowałem piłkę nożną. Teraz mam tylko siatkówkę i siłownię.
Na kim się wzorujesz/jaki jest Twój siatkarski autorytet?
Od zawsze był to Mariusz Wlazły, to na nim wzoruję swoją technikę i sam styl gry.
Idealne cechy sportowca według Ciebie?
Jest to na pewno wytrwałość i wiara w siebie. To dzięki nim stajemy się z każdym treningiem silniejsi i lepsi.
Jakie jest Twoje największe marzenie związane z siatkówką?
Jest to na pewno to, aby polska reprezentacja siatkarska była największym autorytetem na świecie.
Czy wiążesz z nią swoją przyszłość?
Nie. Uprawianie zawodowo sportu, czy to siatkówki, czy piłki nożnej wiąże się z wieloma wyrzeczeniami i cierpi na tym wielokrotnie rodzina, a moim marzeniem jest zbudowanie szczęśliwej rodziny, dla której mam czas.
Czy to właśnie ze względu na Klub Uczelniany AZS PWSZ zdecydowałeś się studiować w Tarnowie?
Prawdę mówiąc to nie. Przyszedłem do Tarnowa ze względu na kierunek studiów, jaki mnie interesuje, a jest to telewizja. Tutaj dostałem tę możliwość, a reprezentowanie uczelni sprawia mi dużą frajdę i satysfakcję.
Możesz opowiedzieć coś więcej na temat Klubu? Jak funkcjonuje? Jak często odbywały się treningi?
Treningi odbywały się dwa razy w tygodniu. Jak widać jest to bardzo mała liczba, więc nie było tam czasu na dosłowne trenowanie. W ciągu tych dwóch treningów mieliśmy się poznać i nauczyć czegoś ogromne ważnego, a zarazem ciężkiego – zgrania. Nasze mecze głównie odbywały się na naszym i krakowskim parkiecie. Bywało różnie, nieraz graliśmy co dwa tygodnie, raz mieliśmy miesiąc przerwy. Do zespołu mogło trafić tylko dwunastu zawodników, ponieważ mamy do dyspozycji tylko jeden sektor, a chętnych było naprawdę dużo. Atmosfera na treningach jest fenomenalna, widać, że sprawia nam to ogromną przyjemność. Mecze wyglądają bardzo podobnie, nie spinamy się, tylko pomagamy, wspieramy. Komuś nie idzie odbiór w danym dniu? Pokrywamy go, nikt z nas nie jest robotem i zdarzają się gorsze dni, ale wychodzimy z nich jak rodzina.
Dzięki za poświęcony czas! Trzymam kciuki i życzę powodzenia w dalszej realizacji marzeń.